Wes Anderson nie przestaje zaskakiwać?

Wes Anderson to amerykański reżyser, scenarzysta, który ma wyjątkowe podejście, jeśli chodzi o styl wizualny i narracyjny. Jego filmy charakteryzują się na pewno starannie zaprojektowaną scenografią, pastelowymi kolorami i książkowymi ujęciami. Swoje filmy obudowuje nietuzinkową estetyką opartą na surrealistycznych i fantastycznych koncepcjach, a tematyka oscyluje wokół rodziny, miłości, samotności i poszukiwania tożsamości. Dzięki takiej oryginalności zaskarbił sobie wielu widzów, a jego prace doceniane są za precyzyjne dialogi, głębokie postacie i zdolność do mieszania humoru z melancholią.

Grand Budapest Hotel

Film, który skupia się na historii Gustava, zawiera w sobie unikalny styl wizualny, barwne scenografie i ujęcia charakterystyczne dla Wesa. Od wielu słyszałem, że ten film jest po prostu dziwny. Tak to prawda, jednak ta dziwność to metoda ekspresji ekscentryka. Seans Hotelu porównałbym bardziej do iluzji optycznej niżeli normalnego filmu. Historia nie jest tylko komedią, ale też opowieścią o przyjaźni, lojalności i miłości.

Wartym uwagi jest też dopasowanie roli do aktora, bo w tym przypadku jest na co patrzeć. Obsadę zasilają takie osobistości jak Ralph Fiennes odgrywający jednego z głównych bohaterów Gustava i Tony Revolori, który jest trochę młodszy, ale równie ważny w roli Zero. W filmie występuje też Adrien Brody, czyli zdobywca Oscara za rolę w Pianiście, Willem Dafoe, ten grał Goblina w jednym ze Spider Manów, Edward Norton ten sam, który grał w Fight Clubie, Jude Law, który ma gigantyczne zaplecze aktorskie w tym rolę jednego z Dumbledore’ów, Tilda Swinton, Bill Murray, Owen Wilson oraz Jeff Goldblum.

Zdumiewająca historia Henry’ego Sugara

Przytoczyłem Grand Budapest Hotel intencjonalnie, bo jakiś czas temu miejsce miała premiera nowego filmu Wesa pt.  Zdumiewająca historia Henry’ego Sugara, która została zrealizowana w podobnym stylu. Chcąc nie chcąc musiałem sprawdzić.

Najpierw kilka aspektów technicznych. Historia Henry’ego charakteryzuje się specyficznym narratorem, który zostaje nam przedstawiony na początku filmu. Warto podkreślić, że rola, która nie jest aż tak istotna dla filmu (bo narrator równie dobrze mógłby być niewidoczny), jest ucharakteryzowany podobnie jak pozostali bohaterowie krótkometrażówki. Ralph Fiennes nie wyróżnia się, ale miło go zobaczyć, chociażby na sam fakt, że jest to film Wesa. W przeciwieństwie do historii Gustava w tej można zauważyć dozę teatralności, za którą nie przepadam. Dajmy filmom być filmami. Wydaje mi się, że jest to bardziej moje czepialstwo, bo synergie starych kanałów kulturowych mogą dać coś innowacyjnego i interesującego, co może mieć swoich fanów. Jednak, jeśli chodzi o filmy, to jestem radykałem. Jak już jestem przy teatralności, to w filmie można zauważyć obecność chórków, które dają wrażenie lekkości i niewinności. Jeden aspekt z teatru, który zdaje tu egzamin to widoczne didaskalia. Chociaż ten nie jest stricte powiązany jedynie z występami scenicznymi. Zawierają one nie tylko opis świata, ale zwracają uwagę na detale, które widz prawdopodobnie by przeoczył. W Grand Budapest Hotel nie było elementów otoczenia, które miały imitować teatralne scenerie. Możliwe, że to ze względu na czas trwania filmu. Elementami łączącymi te dwa światy, były stroje, które są sterylne i idealnie dopasowane do otoczenia.

Poruszmy teraz kwestię humoru. Ten jest, ale raczej jest to rodzaj specjalnie tego niezręcznego. Coś jak kabarety Monty Pythona, tylko w lżejszej wersji. W tym przypadku zabawniejsza niż żarty wydaje się formuła. Wcześniej wymieniony narrator, czytający didaskalia wprowadza komizm, a gagi są tylko niewielkim dodatkiem.

Podsumowanie

Zacznijmy od tego, że jest to ekranizacja opowiadania Roalda Dahla, z którą nigdy nie miałem styczności. Tu wychodzi plus intertekstualność filmów, bo dzięki produkcji natknąłem się na opowiadanie, które raczej sprawdzę. Krótkometrażówka jest bardziej usytuowana w klimatach indyjskich, a to nie moje tony. Ja wolę brytyjski humor i udawaną powagę, która jest obecna między innymi w Grand Budapest Hotel. Produkcja jest historią w historii w historii. Pojawia się wiele elementów, które nie wpisują się w moje gusta, ale warsztat Wesa Andersona jest na tyle charakterystyczny, że maskuje te niedoskonałości. Zdumiewająca historia Henry’ego Sugara jako film nie jest niczym specjalnym, ale jeśli cenisz sobie ekscentryczne osobliwości, to warto go obejrzeć.