Zdziadziałem i chyba do reszty. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że będę próbował wcisnąć komuś swoje fascynacje, a tym bardziej nawiązując do szkolnych lektur. Mógłbym powiedzieć, że literatura zaskakuje, jeśli chodzi o mnogość toposów czy motywów, a jeden z nich pobudził mój łańcuch myśli, na tyle, że zrozumiałem, że zarówno historyczni poeci, jak i współcześni mają niezły tupet. No i tak się stało, właśnie to mówię. O jaki tupet mi chodzi? A no o ten, który stawia artystę na równi z Bogiem. Tak, dzisiaj nawiązujemy do Dziadów.
Wielka improwizacja
Przepraszam was za flashbacki ze szkoły średniej, ale nie mogę się powstrzymać. Autorem Dziadów jest Adam Mickiewicz i to do jego tekstów odwoływali się tamtejsi twórcy, a śmiało można stwierdzić, że nawet nawiązania do Mickiewicza nie są rzadkością również dzisiaj. Na Dziady nie można spojrzeć jednowymiarowo. Utwór powstał w trudnych warunkach, a do tego dochodzi kontekst kulturowy. Nie będę streszczał wam Dziadów, dlatego przejdę od razu do Sceny II, gdzie dokonuje się Wielka Improwizacja. Wtedy Konradowi odbija i uświadamia sobie, że ma do spełnienia misję. A to dopiero początek jazdy. Następnie kieruje pretensje w stronę Boga, które zakrawają na zniesławienie. Mniej więcej wtedy pada wyjątkowo słynne zdanie:
Nazywam się Milijon – bo za milijony kocham i cierpię katusze
Nie wiem, co w tym przypadku jest większe, ekhem czy głupota głównego bohatera, bo ośmiela nazwać się Boga carem. Samozwańczy wybraniec (mesjanizm) wykazuje chęć poświęcenia się w zamian ocalenia ludzkości (prometeizm). Na pierwszy rzut oka wygląda to komicznie, ale przypomnę tylko, że to były takie czasy, gdzie poeci ginęli za swój kraj. Dlatego, dotykając termin obecnej sztuki rymowania, jestem bardziej niż wybredny, więc drogi współczesny poeto zrozum, że motyw złamanego serca jest oklepany aż zanadto. Wracając do tematu, scena doczekuje się happy endu. Ksiądz Piotruś dokonuje rozgrzeszenia na Konradzie i wszyscy są szczęśliwi, no może oprócz głównego bohatera, bo musi odpokutować. Z tego, co pamiętam, mesjanizm w tym przypadku nie odwoływał się jedynie do Konrada, ale również Polski jako narodu wybranego, ale to już taki szczegół. Jak już mamy zarys całej sytuacji, możemy przejść do innych nieco nowszych utworów, chociaż te mają w sobie znacznie mniej pompatyczności, ale traktują artystę jako kogoś, kto może z Bogiem korespondować lub rozmawiać twarzą w twarz.
Kaen
Kaen jest specyficznym twórcą, z którym miałem styczność, a raczej z jego muzyką mniej więcej od 2012 do 2017. Nie każdy kojarzy Kaena, ale jeśli interesujesz się rapem, to raczej wiesz, w czym tkwi jego fenomen. Dawid dał się poznać jako ekscentryczna postać, co widać w numerze pt. Alter ego i właśnie tym numerem zaskarbił sobie część hiphopowego światka, ale co się stało, że numer, który był wiralem, odszedł w niepamięć? Czy Kaen stał się autorem jednego hitu? Na szczęście nie, no może nie do końca. Jego kariera zaczęła kwitnąć, do tego stopnia, że nagrał numer z Wdową, który ma na chwilę obecną 124 mln wyświetleń i był hymnem co drugiego nastolatka. Do sukcesów zaliczyłbym też numer z Ewą Farną, który ma 52 mln. Oba numery są całkiem niezłe, jednak wydaje mi się, że były czymś w rodzaju gwoździa do trumny Kaena. Dawid zyskał wielu słuchaczy, ale numery wpisujące się raczej w popowe tony oddaliły go od rapowego środowiska, co pierwotnym słuchaczom Dawida się nie spodobało w tym i mi. Dlatego zrobiłem sobie przerwę od Kaena i rzucając okiem na kilka nowych numerów, można zauważyć, że wraca do korzeni i wychodzi mu to na dobre.
KaeN – Ojcze Nasz
Korespondencja może być postrzegana jako pewnego rodzaju konwersacja, jednak stricte nią nie jest. Pisanie listów jest bardziej wewnętrzną formą komunikacji. Może się ono wiązać też z formą terapii i auto-refleksji i właśnie taką formę ma utwór Kaena Ojcze Nasz. Adresatem listu Dawida jest Bóg. Autor stawia się jako wysłannika, który podobnie jak w przypadku Konrada jest krytyką Boga. Jednakże w tym przypadku kompozycja ma na celu zgłębienie odpowiedzi na postawione pytania. Dawid zdaje sobie sprawę, że ludzie to grzesznicy, a on sam nie jest w stanie przeciwstawić się złu. Brak boskiej ingerencji traktuje jak wyrok. Utożsamia człowieka jako jednostkę, która potrzebuje wskazówek do egzystencji, bo w innym przypadku czeka go zguba. Wspomina też, że modlitwy i krzyki pozostają bez echa, a trudy życia codziennego przyrównuje do wojny.
Szad Akrobata
Z twórczością Michała Baryły miałem styczność od początku do końca. Swojego czasu należał do grupy muzycznej Trzeci Wymiar i z niej był szerzej znany. Niegdyś był jednym z najlepszych raperów, jeśli chodzi o szybkość i technikę, wliczając w to flow i rytmikę. Ostatecznie Szad opuścił kompanów, a kolektyw się rozpadł. Jeśli ktoś nie kojarzy, a na pewno tak jest, tylko dopowiem, że utwór Dla mnie masz stajla należy do nich.
Szad Akrobata – Gniew
Tutaj sprawa ma się nieco inaczej, bo nie mamy do czynienia z listem, a już z monologiem, który jest chęcią podjęcia dialogu. Utwór zaczyna się lekkim wprowadzeniem, który akcentuje piękno natury. Autor początkowo przyrównuje się do biblijnej postaci Mojżesza. Podkreśla również indywidualność każdej jednostki i kruchość ludzkiego życia. Utwór można traktować jako wyrzut, który przedstawia człowieka jako przyczynę klęsk żywiołowych. Co jakiś czas zwraca się bezpośrednio do Boga, z łaknieniem odpowiedzi. Idąc dalej widać kolejne podobieństwa. Szad przedstawia ludzkość jako coś godnego życia na Ziemi. Jest to swojego rodzaju usprawiedliwieniem dla rasy ludzkiej. Michał dodaje też, że ludzie krzywdzą się ze względu na rasę czy religię. Pomijając fakt intertekstualności, nie brakuje komentarza w stronę struktury kościoła. Utwór kończy sentencją, która ma wskazywać na wyjątkowość artysty, jednak w nieco innym kontekście. Przytacza istotę wybrańca, jednak dla niego nie jest ważne czy nim jest, czy nie.
Podsumowanie
Na początku, a raczej na końcu muszę coś zaznaczyć. Mimo że zestawiam ze sobą Dziady Mickiewicza i utwory raperów to nie jest równoznaczne z tym, że utwory mają taką samą wartość artystyczną. Co prawda to i to jest ujednoliceniem jakiejś wizji artystycznej, to musiałbym mieć nierówno pod sufitem, żeby traktować utwór narodowego wieszcza tak samo, jak rapowy numer. Może nie myślę o Rzymskim Imperium, ale częściej myślę o toposach i motywach, tym bardziej, gdy jakiś usłyszę lub zobaczę. Wielu artystów nawiązuje do Boga, a skumulowanie tej tendencji miało miejsce w czasach romantyzmu. Mam wrażenie, że zapominamy o tym, jak bardzo jest ona zakorzeniona w artystycznych wizjach i odbiegamy od tego typu nawiązań. Jednak ma to swoje dobre strony, odchodzenie od tego schematu sprawia, że nieliczne utwory stają się wyjątkowe.