Trochę minęło, ale mam nadzieję, że nie wyszedłem z wprawy. A jeśli tak, to narzekanie dalej idzie mi całkiem nieźle. To, że słucham rapu, raczej nie jest tajemnicą. No, od czasu do czasu liznę trochę metalu, jakkolwiek to brzmi. Mam pytanie, ale raczej retoryczne, w stronę osób, które nie pałają tak zamiłowaniem do melorecytacji, jak ja, ale innych gatunków. Czy wasze ulubione też podupadły na jakości, czy to tyczy się tylko rapu? Jeśli dobrze pamiętam, to Suma z RapRiver opowiadał się za tezą, że nie jest to regres, a raczej ewolucja w pewnym kierunku, ale przychodzi maruda i niszczy wszystkim dobrą zabawę, czyli ja. Całą polską rap scenę bardzo dobrze podsumowuje żartobliwy skit z początku Must Have (dostępnego jedynie na Spotify) od głównego bohatera wielu moich wcześniejszych wpisów, czyli Słonia.
W czym rzecz?
Sam dałem sobie wmówić, że to tylko kwestia unowocześniania gatunku. Zabrzmię trochę jak jeden z tych pseudocouachy, ale dobrobyt teraźniejszych czasów wpłynął na degradację gatunku. Weźmy pod uwagę korzenie amerykańskiego rapu. Zarówno jazz, jak i rap, wywodzi się głównie z afroamerykańskiej kultury, w której dominowało ubóstwo, a przedstawiciele tej rasy byli w dużym stopniu prześladowani. Warunki obu subkultur sprzyjały używkom, w tym popularnej do dzisiaj konopi. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że trudności, z jakimi borykają się współcześni „raperzy”, są niczym w porównaniu z tymi starymi. Wiecie może przy prześladowaniach to nic, ale wywodzę się z osiedla, na którym dochodziło do kibicowskich pojedynków. Cóż, byłem za młody, żebym mógł oberwać, a może to kwestia starszego rodzeństwa? W gruncie rzeczy dochodziło do takich sytuacji jak ta, gdzie brat mojego dawnego przyjaciela prawie stracił wzrok w wyniku bójki. Rap dla takich ludzi nie był tylko formą rozrywki, ale też ucieczki, a o pieniądzach nawet nie było mowy. Dzisiaj nie masz hajsu? To nie rapuj.
Zabawmy się w porównanie
Ten wpis nie jest rozprawką, ale argument poprzemy przykładem. Możecie mówić, że dobieram zestawienie tak, aby pasowało do narracji, ale ciężko znaleźć coś głębszego na pierwszy rzut oka. Zaczynajmy, bo trochę za długo to trwa, a ja zdecydowanie wolałbym już przejść do konkluzji. Na pierwszy ogień miał wlecieć Waima, ale ReTo (którego też słucham) wypuścił niedawno numer pod tytułem „Gasolina”. Gdybym musiał wyłączyć numer po tym, jak usłyszę coś o „dziewczynach, pieniądzach czy jako takiej bradze”, to usłyszałbym jedynie 15 pierwszych sekund. Szanuję ReTo, ale powoli staje się monotematyczny.
Nikt nie robi tu tego jak ja
Zysk się mnoży i cash robi kap-kap
Bejbe, mi wchodzi na łeb, jak tamta
No i teraz numer, który ma jakieś 11 lat. Przed wami Umieram na wyobraźnię od jednego z moich ulubionych artystów, czyli Szada Akrobaty.
Wita Cię moja muzyka jak zimna, szorstka polska ulica
Prosta różnica tam gwiazdy tu galaktyka
Kostka Rubika płynie bębnami w wodospad cykad
Postać wspólnika z prawej, po lewej postać wspólnika
Drugi wers pierwszej zwrotki idealnie odwzorowuje ten przeskok: „tam gwiazdy, tu galaktyka”. To jest coś, czego brakuje mi w dzisiejszym rapie: tej niejednoznaczności, ukrytego komunikatu, czegoś, co zmusi słuchacza do namysłu, artyzmu, który jest wizją rzeczywistości artysty. Na dokładkę dodam trochę refrenu z „Balu na żyletce”:
Niosę wiolinowy klucz rzeką pastelowych drzew
Za plastelinowy szczyt na ziemię betonowych serc
Gdzie kolorowy szum budzi ospałą krew
I szary kredytowy świt znowu zawija w pleśń
Czuję jak szklany nurt próbuje łapać więź
A ten złowrogi zgrzyt przydusza ich na pierś
Z całym szacunkiem do obu panów, ale w przypadku Szada mam wrażenie, jakbym obcował ze starym dobrym wierszem. Niestety, w przypadku ReTo działa na mnie tylko vibe.
Podsumowanie
Podsumowanie może zacznę skontrowaniem siebie. Pamiętajcie, że muzyka jest po to, żeby jej słuchać i nic mi do tego. To byłoby na tyle z podkładania sobie kłód pod nogi. Mimo że płytka muzyka ma swoich odbiorców, to wkrótce może to się zmienić. O ile sam lubię sobie posłuchać pustej braggi, to najzwyczajniej w świecie na rynku jest jej za dużo. Dziwi mnie to, że jeszcze się nie znudziła odbiorcom. Gwoli ścisłości i podsumowania, moje predykcje są takie: konsumpcjonizm się znudzi, a głęboki rap zacznie się wyróżniać na tle zalewu monotematyczności. Jak to się mówi? Wam się otworzą oczy, kiedy mi się zamkną.