Kiedyś bardzo dawno temu pewien Grek powiedział „Jesteśmy tym, co w swoim życiu powtarzamy”. Brzmi to, jak banalny frazes… jak coś, co mógłby powiedzieć każdy i w sumie tak jest. Jak mnie znacie, to wiecie, że lubię czasem dodać szczyptę pompatyczności. Tak jest również i w tym przypadku. Wcześniejsze powiedzenie należy do Arystotelesa. Wspominam o nim nie bez przypadku, bo tytuł jest swojego rodzaju parafrazą filozoficznego prawidła oraz stanowi wyjście do dialogu (chociaż będę mówił tylko ja, więc raczej monologu). Sam schemat „Pokaż mi [X], a powiem ci [Y]” rozbrzmiewa bardziej jak emocjonalna paplanina pseudooświeconych nastolatków z arafatką i skejtowską czapką, a brak przypisanego autora nie jest sojusznikiem w starciu o inteligenckie credo. Jako humanista jestem pochłonięty fascynacją do różnorakich kierunków filozoficznych, ale gdyby ktoś zapytał mnie, jakim kieruję się ja, to miałbym nie lada kłopot, żeby udzielić skonkretyzowanej odpowiedzi. Lubię dekadentyzm i całą szopkę elegancji z nim związaną, ale to nie znaczy, że „rano trochę zadrapany będę obwiniał paryski bruk”. Natomiast jestem zdania, że ludzie nie są tak wyjątkowi, jak często myślą. Wielu z Was się oburzy, ale tak jest. Wszyscy składamy się z Wody. Zdaje sobie sprawę, że robię coś dobrze, ale zawsze może znaleźć się ktoś lepszy. W ostatecznym rozrachunku daje nam to zespół poglądów filozoficznych znanych bardziej jako uniwersalizm. Wybaczcie tę nieco dłuższą dygresję. Na czym to ja? A tak schemat. Może odnosić się do wielu wątków np. jeśli jesteśmy bardziej kochliwi, to maniera czytania będzie skłaniała się bardziej ku romantycznym tworom. Pod to samo możemy podpiąć otaczające nas grono i popularne stwierdzenie „z kim przystajesz, takim się stajesz”. Ściśle określona dieta „mówi” nam o stylu życia, podobnie jak garderoba. Jednak wszyscy zgodzimy się, że najbardziej trafny jest ten o traktowaniu innych wliczając w to zwierzaki. Na koniec zostawiłem sobie mało znaczący schemat, w którym zmienna x to ulubiona piosenka, a y kim jesteś. W moim przypadku x to Taco Hemingway – Czarna kawa czeka (prod. Borucci), a y? To raczej niewiadoma…
Czarna kawa czeka
Zacznę od tego, że na moją niekorzyść jest tematyka utworu, bo jest o miłości albo może bardziej kwestionująca jej istnienie? Na pewno można powiedzieć, że jest to melorecytacja, która mówi o autorze bardzo dużo. Na bicie zderzymy się z bardzo konkretnym Taco, takiego, którego lubię najbardziej. Jeśli kojarzycie twórczość Filipa, to wiecie, że jego głos ma wiele wcieleń, a najczęściej słyszane to rapowano-śpiewane. Tutaj mamy czarno na białym, czyli wkurzony Taco na powolnym bicie. Ogólnie FLAGEY EP jest czymś ciekawym, bo oprócz Czarnej kawy, można znaleźć tam Bakayoko na którym usłyszymy eksperymentalny skrzeczący głos rapera (był również w Karimacie), a nawet utwór pt. Anja, w którym wspomniana jest Anja Rubik, jednak ten ma nieco depresyjny ton.

Wróćmy może do kofeiny. W pierwszej zwrotce Taco podkreśla swój introwertyzm i niechęć do smaltallków. Następnie w nieco poetycki sposób daje do zrozumienia, że nie jest skory do rozmowy o pieniądzach. Odpowiada również na zarzut komercjalizacji swoich utworów. Kolejna zwrotka zaczyna się frazą „hakuna matata”, jak dla mnie jest to oczywiste nawiązanie do epikurejskiego podejścia Timona i Pumby z Króla lwa. Tym samym autor daje do zrozumienia, że jest na takim etapie, że nie interesują go plotki na jego temat. Obrywa się też butnym i protekcjonalnym Polakom. Chciałem zignorować piłkarskie porównania, bo nie jestem fanem piłki nożnej, ale jest ich tak wiele, że muszę o tym napomknąć. Kiedy udaje nam się pomyślnie przebrnąć przez linię spalonego, jesteśmy prawie przy bramce, bo pod koniec tej zwrotki zaczyna się całe krem de la krem. Filip rapuje „jestem w Miłości, ale nie ma już miłości we mnie” i można to rozumieć dwojako. Ja bym powiedział nawet, że na trzech płaszczyznach. Po pierwsze „Miłość” odnosi się do warszawskiego klubu, po drugie, może to oznaczać, że kochają go najbliżsi, no i zostaje trzeci wariant, w którym oba wcześniejsze zostają połączone, żeby wers był wieloznaczny, ale to chyba już mój overthinking. Filip dodaje również, że towarzyszą mu stany lękowe przeplatające się z wątpliwościami. Raper kontynuuje kwestionowanie miłości wersem „może umarło serce, a może po prostu drzemie”. Autor nie neguje jej w całości i daje sobie margines błędu. Pod koniec Taco werbalizuje swoją zmianę ze stylu romantycznego w brutalizm. Ostatnia część zaczyna się słowami „chyba zrobię trzecią zwrotkę”, która pierwotnie była leakiem, a potem mogliśmy ją usłyszeć w Kabrioletach.

Raper traktuje nas sentymentalizmem na który „patrzy z góry”. Myślami wraca do wspomnienia, gdy stał pod oknem ukochanej. Następnie dodaje parę słów o swoich byłych i rujnuje cały romantyzm kapitalizmem, w który się uwikłał „Kilka byłych dziewczyn ciągle wierzy, że dorosnę, a jedyne, co tu rośnie, jest to portfel”. Filip idzie za ciosem wersami „Myślą, że pieniądze dadzą życie boskie, gdy zaczynają pogoń, brak im sił na inne opcje”. Wujek Dobra Rada chce nam przez to powiedzieć, że pieniądze szczęścia nie dają. W kolejnym wersie przytacza grecką boginię Fortunę, której atrybutem był róg obfitości, a ten z kolei był symbolem bogactwa. Według mnie, gdyby wers został wypowiedziany przez zęby, brzmiałby o niebo lepiej, ale to tylko moja fanaberia. Na koniec końców Taco wspomina o tym, że nieustannie goni zakazany owoc i to w dodatku bezowocnie. Interesująca gra słów. Podmiot liryczny wspomina o tym, że w bliżej nieokreślonej kobiecie widzi przyszłość, jednak tylko ją obserwuje, co w konsekwencji daje uczucie duchoty i prosi Boga o tlen. Pragnie czegoś, czego nie może mieć i to jest chyba najpiękniejsze w całej historii.
Podsumowanie
Pomimo obecności autobiograficznych elementów, Czarna kawa czeka jest bardziej miłosna, niż mogłoby się wydawać. Ten utwór jest jak gryząca metka wystająca znad karku. Raper kieruje zarzuty w stronę słuchaczy, bo ci wymagają od niego nowości, chcąc tym samym, żeby ten pozostawał taki jak kiedyś. Miłosny to odrobinę za dużo powiedziane, ale dla mnie łaknienie miłości jest ubrane w ładny utwór, przez co wydaje się ono atrakcyjniejsze niż ona sama. Ja już skończyłem wywody na temat mojego ulubionego utworu literackiego łamane na muzycznego i ciężko mi powiedzieć, jaki jestem, stwierdza się to raczej z perspektywy osoby trzeciej, dlatego ostatecznie kieruję frazę do Was „pokaż mi swoją ulubioną piosenkę, a powiem Ci, kim jesteś”.