Czekałem na Ciebie

Na ten serial czekałem z niecierpliwością i spełnił moje oczekiwania. Rzadko bywa, żebym powiedział, że serial jest dobry, ale tak naprawdę dobry. Jestem wielkim fanem może nie tyle literatury ile literackości. Oczywiście tę lubię, ale coś, co strukturą i formą jest inne, a nosi znamiona literatury, świadczy o czymś oryginalnym. Serial nie jest tylko zagadką kryminalną, a przynajmniej nie dla miłośnika piśmiennictwa. Pozwólcie, że przybliżę wam peryferie młodego księgarza, czyli You.

Na wstępie może krótko powiem wam, co sądzę o serialu całościowo. Bez pardonu jestem w stanie powiedzieć, że to jedna z nielicznych udanych produkcji Netflixa. Pierwsze trzy sezony schematem i tematyką są podobne, wszystko zmienia ten ostatni. Bardziej szczegółowo -pierwszy sezon udany, drugi również, trzeci tragedia, a czwarty podnosi jakość, którą utracił trzeci. Ja natomiast chciałbym przyjrzeć się bardziej temu nowemu sezonowi, który wyszedł dziewiątego lutego, a jego kontynuacja ukaże się dopiero dziewiątego marca.

Styl wiktoriański

Na pierwszy rzut oka sceneria. Ta o dziwo wpasowuje się w moje gusta. Wiktoriański styl jest widoczny na każdym kroku. W końcu nic dziwnego przecież to Londyn. To stamtąd pochodzi ten styl. Nie ma nic piękniejszego niż pałacowe wnętrze. Uznawany jest za kolaż neostylów z dominantą gotyku i renesansu. Wnętrze charakteryzuje się przepychem. Na pewno uwagę przykuwają wnętrza budynków, czyli ciemne drewno i mroczna paleta barw. Zauważalna jest też elegancja. Akcja rozgrywa się zazwyczaj w lokacjach prezentujących luksus. Zamki, tajemne kluby, wielkie mieszkania i domy w posiadaniu bogaczy. Tym akcentem przejdę do kolejnego aspektu, który chcę poruszyć.

Problematyka utworu

W serialu widać, że jest on mocną krytyką w stronę konsumpcjonizmu i kapitalizmu. Główny bohater znajduje się w elitarnym gronie przez przypadek. W pewnym momencie Goldberg przyrównuje swoją sytuację do filmu Ritchiego Guya, bo gonił go naćpany arystokrata. Reżyser znany z takich produkcji jak Sherlock Holmes z 2009, czy Dżentelmeni z 2019. Joe jest oczytanym dżentelmenem mordercą, który w swoim zabójczym fachu przechodzi na emeryturę. Nie chcę zdradzać fabuły, ale dzięki obeznaniu w literaturze zostaje harwardzkim wykładowcą. Przez cały czas towarzyszy nam narrator, którym jest Joe. Socjopatyczny miłośnik książek mówi innym, co chcą usłyszeć, tym samym wypowiadając w głowie swoje prawdziwe intencje, które zna tylko oglądający. To teraz trochę o bohaterach. Każdy z nich nie wygląda na znanego oprócz samego Penna Badgleya, który grał w jednym filmie z Emmą Stone. Jest typowym antybohaterem. Dlaczego tak bardzo go lubię? Przede wszystkim jest zabójczo stylowy, może trochę staromodny, ale z klasą. Jak przystało na księgarza, jest oczytany. Bez ustanku walczy z pokusą, która jest jego siłą napędową. Serial oprócz literackości ma elementy filozoficzne. Antybohater przejawia niechęć do otaczającego go świata, dając do zrozumienia, że bogacze nie zwracają uwagi na niszczejący świat. Tak znowu on – dekadentyzm. Elitarna grupa to stereotypowi bogacze. Coś jak nowoczesny Dorian Gray, czyli narkotyki, seks i zabawa. Główny bohater krytykuje ich na każdym kroku, samemu będąc skrajnym introwertykiem.

Intertekstualność

Teraz przyszedł czas na moją fiksację, czyli intertekstualność. W serialu nieustannie możemy usłyszeć jakieś nawiązanie, tutaj do Teda Chianga i jego Piekła to nieobecność Boga, czy jednego z lepszych filmów z Hugh Grantem i Julią Roberts – Nothing Hill. Jednak jakie jest ich zadanie? W tym przypadku nie są to intertekstualizmy rzucone na wiatr. W produkcji stają się narzędziem do opisu świata. Inną funkcją jest wzmocnienie przekazu i autorytetu co do zagadkowości. Serial jest klasyfikowany jako thriller psychologiczny. Motywem przewodnim jest zagadka kryminalna kręcąca się wokół głównego bohatera, dlatego, żeby umocnić autorytet zostają przytoczone takie postacie jak Sherlock Holmes, a nawet Herkules Poirot wyjęty z twórczości Agathy Christie. Brytyjskie klasyki. Przytoczenie Marii Antoniny w tym kontekście? Nawet się uśmiałem.

Summa summarum

Nie wiem, czy kogoś zachęciłem do obejrzenia serialu, ale jak dla mnie to creme de la creme netflixowych seriali. Co może zrazić to zdecydowanie przewidywalność, momentami po prostu wiesz, co się wydarzy. Serial ma trochę z Dextera trochę z Osiem kobiet. Przewidywalnośc idzie w parze ze schematycznością i przebodźcowaniem. Produkcja pokazuje problemy bogatych ludzi, mimo że jest bardziej antykapitalistyczny. Na koniec zostawię wam sentencję jednej z bohaterek „co się nie rozwija, to gnije”.