Na początku powinniśmy zadać sobie pytanie, czy romantyzowanie smutku powinno w ogóle mieć miejsce? W realnym życiu? Zdecydowanie nie. W wizji artystycznej? Czemu nie? Trochę trudniej wyjaśnić, ale mam nadzieję, że uda mi się was przekonać. Przyjrzyjmy się jednym z najbardziej docenianych motywów w poezji, czyli miłości romantycznej. Jak to się stało, że nagle polubiłem kult złamanego serduszka? Tutaj rozwieję wasze wątpliwości i powiem, że tak się nie stało. Pierwotne znaczenie miłości romantycznej różni się od współczesnej koncepcji romantyzmu. Romantycy często eksplorowali temat nieszczęśliwej miłości, a wielu z nich wierzyło, że prawdziwa obarczona jest trudnościami, które mogą wzmocnić uczucie. Nie mi oceniać czy to prawda, czy nie, ale w mojej gestii jest nakreślenie wizji cierpienia w tym kontekście. Wejdźmy jeszcze głębiej i wrzućmy na tapet pana, od którego wszystko się zaczęło. Przed wami prekursor romantyzmu Szekspir i jego kanoniczny dramat Romeo i Julia. Para decyduje się potajemny ślub wbrew obu rodzin i zażycie trucizny. Następnie mamy do czynienia z wirem akcji, w którym to on dowiaduje się o jej „odejściu” ona o jego i kończą razem. Z całym szacunkiem, ale ta końcówka przypomina mi bardziej jakąś czarną komedię, a nie książkowy dramat. Wróćmy do tematu, opresja rodziny, przymus potajemnych schadzek i ślubu, kres życia najbliższych, tańczenie na granicy życia. Ktoś złamał ci serce? To słodkie. Wspominam o tym, bo Jakub swoją twórczością celuje raczej w te pierwsze mocniejsze tony.
Współczesny dekadent to nie współczesny romantyk
W chwili kiedy usłyszałem Blackout Kartkiego, myślałem, że jestem sezonowcem. To było jakieś pięć lat temu i wtedy jeszcze wydawał pod stajnią QueQuality. Bum na Quebę spowodował, że zauważyłem Kartkiego, jednak ten hype stał się trochę mieczem obosiecznym. Od twórczości ciechanowianina odbiegłem, a na utwory OU7SIDE do dzisiaj czekam z niecierpliwością. No i oczywiście to czekanie owocuje, bo już w grudniu odbędzie się premiera albumu Jakuba Jankowskiego ukrywającego się pod tytułem „Depresja”. Jeśli chodzi o Kartkiego, to przebijały się u niego motywy dekadenckie, ale był traktowany raczej jak smutny chłopiec, a nie jak artysta o charakterystycznym stylu. Dzisiaj wiemy, że jest to współczesny dekadent i taką narrację przyjął również na najnowszym albumie, tyle że w tym przypadku umocnił swoją pozycję, przywołując dekadencki autorytet którym, jest Charles Baudelaire.
W piekle
Zacznijmy może od pierwszego utworu, który miał zwiastować nowy album rapera. Mimo że do Baudelaire’a Jakubowi trochę brakuje to zdecydowanie mamy do czynienia z dekadenckim utworem. Klip do utworu to po prostu czarny ekran, a numer jest przesterowany. Autor przywołuje piekło, które chcąc nie chcąc jest częścią kultury chrześcijańskiej. Podobnie było w przypadku Baudelaire’a. Magdalena Wroncka mówiła o francuskim poecie „Jego świat to świat grzechu pierworodnego i upadłej ludzkości, w którą on się naturalnie włącza. Bez tego religijnego klucza nie ma Baudelaire’a”. Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale często obcując z jakimś utworem, wyobrażam sobie taki swój prywatny teledysk w głowie. W tym przypadku jest tak samo. Może takie było zadanie czarnego prostokąta zamiast pełnoprawnego klipu. Jak dla mnie jest to wędrówka umęczonego artysty przez piekło, który co jakiś czas poprawia osuwający się żółty szalik. W końcu w tekście padają takie słowa jak „w piekle chyba mnie każdy zna” i jeszcze ta dynamika utworu przypominająca chód. Nie brakuje też elementów, które mają być ohydne „rozdrapałem swoje rany” lub „zaraz porzygam was, już nie chcę, […], być wspaniały”. Autor w utworze opisuje taniec, który jest szalony i zły. Przywołuje też postać enigmatycznej kobiety, która miała się „sprzedać”. Elementami utworu, które potęgują dekadentyzm, są te, które wskazują na alkoholizm i chęć ucieczki przed życiem. Pierwotni dekadenci nieśli podobną filozofię, zwłaszcza jeśli chodzi o słabość do używek, jednak w ich przypadku był to absynt. Najmocniej uderza intertekstualizm, który wybija się na pierwszy plan, bo dwa kolory, o których wspomina autor to czarny i żółty. Czarny to dekadentyzm i elegancja, ale no właśnie Żółty szalik to film Janusza Morgensterna, który dotyka problem alkoholizmu.
Kwiaty zła
Utwór noszący tytuł Kwiaty zła to oczywiste nawiązanie do poetyckiego tomu Charles’a Baudelaire’a. Pamiętacie, jak pisałem o Plastikowych kwiatach w tym artykule? >>link<<. Całkiem nieźle się to zestarzało prawda? Wracając do tematu, Kwiaty zła zaczynają się cytowaniem prekursora symbolizmu i dekadentyzmu „To diabeł nas pociąga, dzierżąc nici końce, że w rzeczach wstrętnych dziwne widzimy uroki”. Jeśli chodzi o wrażenia słuchowe, to nie jest utwór dla mnie, dlatego tutaj wolę skupić się jedynie na tekście. W utworze uświadczymy trochę tematów łóżkowych, mgliste wyznawanie tęsknoty i obojętności wobec świata, jednak coś, co zwraca uwagę to refren, w którym pada takie sformułowanie jak „Taki jesteś, zobaczymy się w piekle, chore sny”. Zło kryjące się pod słowem piekło sprawia, że utwór jest jeszcze mroczniejszy, a co za tym idzie jeszcze bardziej dekadencki. Nie do końca jestem w stanie powiedzieć, czy dla Kartkiego rap jest odkupieniem, ale Baudelaire uważał, że sztuka zbliża nas do istoty Boga, co można przeczytać na ramach polskiego radia w artykule „Charles Baudelaire, czyli skandal, religia i nowoczesność”.
Duch
Mój ulubiony dotychczas, w sensie z nadchodzącej płyty oczywiście. Tutaj już ku uciesze naszych gałek ocznych mamy do dyspozycji klip, który coś ze sobą niesie. Widzimy na nim, że Kartky snuje się po mieście prawdopodobnie ze swoją dziewczyną. Jak możemy przeczytać we wcześniej wspomnianym artykule „Baudelaire pisał, że miasto sprzyja fikcji, sprzyja kreacji. W Kwiatach zła czy w prozach Paryski spleen często opisuje moment, kiedy zapada zmrok, zapalają się uliczne latarnie i światła w domach. Wtedy wędrowiec, flâneur, który idzie po ulicy, podgląda kwadraty okien i może ułożyć sobie własną opowieść-mówiła w radiowej audycji literaturoznawczyni prof. Ewa Paczowska”. Klip Jakuba można zdefiniować jako spontaniczną randkę. Odzwierciedla to trochę hedonistyczną wizję dekadentyzmu, w której kruchość życia sprawia, że małe spontaniczne drobnostki to chwytanie chwili, które są opozycją do zbliżającego się nieuniknionego końca. Jeśli chodzi o lirykę, to autor podkreśla swój strach przed przeszłością, który jest pewnego rodzaju nauką. Artysta twierdzi, że mimo że jest zły, to jest w stanie darzyć uczuciem „Zły jak sen na jawie, ja będę Cię tulił do snu”. Utwór jest zakończony kolejnym cytatem Baudelaire’a „Możemy zapomnieć o czasie tylko wtedy, kiedy z niego korzystamy”. Takie trochę carpie diem, tylko w trochę mroczniejszej wersji.
Podsumowanie
Nie do końca jestem pewien, czy obserwujemy kreację wizerunku, czy też Kartky jest autentyczny. Jak wiadomo, osoby publiczne często starają się utrzymać swój wizerunek, jednak w tym przypadku skłaniam się ku przekonaniu, że sytuacja jest inna, zwłaszcza gdy patrzy się na nią przez pryzmat małej wojny toczącej się z QueQuality. Batalia, którą Jakub prowadził z wytwórnią, nie jest jedyną, w jaką zaangażowany był artysta. Nawet sytuacje, do których mieliśmy dostęp jako słuchacze, wydają się nie lada wyzwaniem nawet dla przeciętnego człowieka. Wszystkie te doświadczenia miały wpływ na twórczość młodego artysty i ukształtowały w nim duszę dekadenta. Niewiele osób ma tak charakterystyczny styl, jak Kartky. W tym wszystkim zapomniałem o tekstach Słonia, które też gloryfikują brzydotę jako formę artyzmu, a jest warty przytoczenia zwłaszcza w tym kontekście.