Niech moje wprowadzenie będzie tak bezpośrednie, jak styl bohatera dzisiejszego wpisu. Mowa o Bardalu, który jest dowodem na to, że „Polska nie jest niegotowa”, ale raczej złakniona. Powoli, bo nie wszystko jest takie, jakie na pierwszy rzut oka się wydaje. O Babiczach usłyszałem może z rok temu na Rzeszowskich Juwenaliach. Wśród znajomych padła propozycja pójścia na koncert Palucha, który poprzedzał wcześniej wspomniany zespół. Muzyka od dwóch podejrzanych typów w balaklawach wlatywała luźno jednym uchem, żeby wylecieć drugim. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że karma wróci i to ze zdwojoną siłą. Kilka miesięcy potem trochę dłuższa trasa pociągiem do Przemyśla i dopadł mnie klasyczny (jakby to nawinął Schafter) shuffle. Daily Mix na Spotify to mroczne miejsce, uwierzcie mi. Na playliście hucznie zabrzmiało BERLIN2023 raz, potem kolejny i kolejny. Nie ukrywam, początkowo troglodycki vibe lekko mnie rozśmieszył, ale zarazem przypomniał mi, o co chodzi w rapie. Od dawien dawna opowiadam się za tym, że na rynku brakuje świeżości, a My dostajemy zalew cukierkowo autotunowych numerów. Fenomen Bardala jest świadectwem na to, że się nie mylę.
Na czym polega jego fenomen?
Jak zaczynał Bardal? Prawie jak każdy, czyli począwszy od kontrowersji, zabawy muzyką, robieniem sobie jaj, na nieco „mądrzejszych” tekstach kończąc. Miłosz Kiełb na Popkillerze napisał „Rów Babicze z impetem wkroczyli na polską scenę rapową, prezentując scenie wybuchową mieszankę satyry i powagi, za pomocą której z miejsca zyskali uznanie tysięcy słuchaczy i krytyków. […] od ironicznych komentarzy na temat współczesnego społeczeństwa po introspektywne opowieści o życiu artystów […] że ich muzyka jest nie tylko rozrywką, ale często intelektualną łamigłówką”. Bardziej rozbawić potrafiłby jedynie Leslie Nielsen i tak myślałem do czasu, aż nie usłyszałem Zugzwang, którego nie mogę przestać słuchać. Dlaczego tak jest? Po pierwsze, jak już wcześniej wspomniałem monotematyczność brzmienia tego, co mamy dotychczas, sprawia, że raper, przywołując trueschoolowe i oldschoolowe brzmienie przebija się na pierwszy plan. Kolejnym ważnym elementem jest to, że Bardal nie daje komercyjnego, korporacyjnego, a przede wszystkim sztucznego wrażenia, jak ReTo czy Kuban. Jego persona stworzona na rzecz rapowej kariery, jest spójna. Gęsty, gruby, trochę trzeszczący głos pasuje do oversizeowej bluzy i luźnych dresów. W przeciwieństwie do pajacerki uprawianej przez połowę rap sceny czyt. np. Que czy OKI.

Zugzwang
Teraz wejdźmy trochę głębiej w struktury na pozór prymitywnego utworu. Tytuł odwołuje się do sytuacji w szachach, w której gracz musi wykonać ruch, pogarszając tym samym swoją pozycję. Termin pochodzi z niemieckiego i oznacza „przymus ruchu”. Od tak nieokrzesanego twórcy nie spodziewałbym się nawiązania do szachów, a tym bardziej do tak specyficznego posunięcia. Tematyka utworu oscyluje wokół terminu sukcesu. To pozwala nam myśleć, że Bardal nie jest aż tak bandycki, jak się wydaje. Nie jest to jedyna analogia do królewskiej gry, bo autor przywołuje planszę, a sam klip kreowany jest tak, żeby przypominał szachownicę. W tekście zauważalne są również dwuznaczności, intertekstualizmy oraz gry słowne np. „ciągle ujmują, a jestem na plusie – to warto dodać”. Wersy nie są wyszukane, a częściej trywialne i wulgarne, co jest rdzeniem twórczości Bardala, jednak pod tym pozornym gruntem ordynarności kryje się coś więcej.
Podsumowanie
Zakończę może krótką wymowną anegdotą ze szkoły średniej. W technikum między zajęciami bywało, że w pracowni komputerowej (bo tam były głośniki) słuchaliśmy muzyki, a to, że głośno to subtelnie powiedziane. Zapomniałem dodać, że przy wszystkim zawsze była obecna nauczycielka. Kiedy puściłem Musisz od Waldemara Kasty, profilaktycznie dodałem, że w tej piosence nie ma przekleństw (skłamałem), na co ona odpowiedziała „To, co to za rap?”.