Przewijaj dalej to tylko Nic śmiesznego

Marek Koterski musi mieć niezłe oko, bo trafił w sedno egzystencjalizmu. Nie wiem czemu, wracam do coraz to starszych filmów, może z sentymentu? Może dlatego, że stare filmy były całkiem mądre? Dzisiaj rzut okiem na film, który stawia wiele pytań, odpowiedzi, ale przede wszystkim przedstawia każdego jako zwykłego człowieka, a wyjątkowość nie jest tylko zbiorem kilku przypadkowych momentów. Ten film to Nic śmiesznego. W sensie tak się nazywa film nie cecha, a ten jest całkiem zabawny.

Co o tym Cezary Pazura?

Cezary Pazura powiedział, że w tym filmie zobaczył siebie i każdy ma takie wrażenie, jak czyta arcydzieło. Nie wiem, czy to tylko przesadna ekspresja aktora, ale coś w tym jest, bo sam odniosłem takie wrażenie. Historia to opowieść zalążka ambicji. Z jego ust pada sformułowanie, które potrafi wryć się w myśl, że jest coś takiego w sztuce, że jak reżyser, artysta ma idee, to tą ideą może zarazić innych. W czym tkwi szkopuł? Według doniesień film jest w większym lub mniejszym stopniu wzorowany na życiu samego reżysera. Pazura dodaje też, że film z każdym ponownym obejrzeniem zyskuje coś nowego, a sam scenariusz mógłby być osobnym dziełem literackim. Gdyby oczywiście go wydano. Podoba mi się również stwierdzenie Cezarego, że każdy aktor jest wariatem. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W ten sposób daje do zrozumienia, że artysta jest inny na swój sposób.

Coś od siebie

Wiem, jak to zabrzmi, ale ten film jest niesamowity w swojej prostocie. Można powiedzieć, że w tym szaleństwie jest metoda. Znajdziemy tam trochę satyry i dużo dobrych tekstów. Cezary Pazura podkreśla, że polska kinematografia będzie prześcigała się na ikonicznych tekstach, a nie jak to jest w przypadku tej amerykańskiej, czyli efekty specjalne. Wracając do tekstów, to właśnie w tym filmie możemy usłyszeć klasyczne teksty np. trzymaj się ramy, winda, ostrzenie zębów jak zającu znaczy zającowi i tak dalej. Nie jestem Sherlockiem i nie trzeba nim być, żeby wiedzieć, że Adam Miauczyński jest alegorią podświadomości Polaka. Widać to między innymi w Domie wariatów, Nic śmiesznego, Wszyscy jesteśmy Chrystusami albo Baby są jakieś inne. Schematami w tym filmie są potknięcia. Każdy z nas ma ustanowiony cel, który chcemy uzyskać w prosty sposób, a każde potknięcie jest frustrujące. Początek i koniec jest trochę ramowy. Dwóch pracowników kostnicy obgaduje trupa w tym przypadku Adasia. Mają go za wielkiego reżysera, któremu się powodziło. Tak właśnie patrzymy na kogoś, kto osiągnął sukces. Pogardliwym i lekko zazdrosnym wzrokiem, mając wrażenie, że przyszło to z łatwością, jednak prawda jest inna. Krok po kroku, potknięcie po potknięciu.

Dlaczego przemawia do mnie ten film? Dlatego, że jest on trochę literacki. Adaś jest przekonany, że jest „Mistrzem” a w przyszłości znajdzie „Małgorzatę”. Tak intertekstualność… Polecam ten film każdemu, kto ma ambicje, a wywód zakończę niezwykle wymownym monologiem głównego bohatera:

„I jak ja stanę przed Bogiem? Czy bogami może? Co będę prezentował, gdy przestanę być? Jaki będę miał bilans? Jakie winien i ma? Humanista bez łaciny i greki, inteligent bez choćby angielskiego, rosyjski słabo i w razie czego Danke schön, z ledwie liźniętą rodzimą klasyką, która mnie zresztą żenuje i nudzi, z nieprzeczytaną Biblią, ledwie zaczętym Proustem, Joyce’em, bez obejrzanych teatrów i filmów, bez prawie wszystkiego zresztą, czego nie było w telewizji, z niezbudowanym domem, niezasadzonym drzewem…“