Sztukmistrz zwyczajności – Taco Hemingway

Para siedzi razem na łóżku w ciemnym pokoju, oglądając coś na laptopie; przez okno wpada światło dzienne, a w tle widać książki, plakaty i pudełka po pizzy


Dla jednych jest ucieczką, dla drugich wybawieniem; jednych nuży, a innych fascynuje. Kontynuując te słowne kalambury, dodam też, że niekiedy mówi się „Z pustego i Salomon nie naleje”. Jak w tym wszystkim ma się piernik do wiatraka? Już tłumaczę mój literacki bełkot. Pierwsza część akapitu wskazuje na tematykę, a druga na pewną grupę społeczną, która na swój sposób gra na nosie królowi Izraela i jest dowodem na to, że jednak z pustego nalać się da. Nie będę dłużej trzymać w niepewności – tematem dzisiejszych rozważań będzie coś z niczego, czyli szarość życia codziennego jako forma artyzmu, a pomoże mi w tym nic innego jak twórczość Taco Hemingwaya.


Artyści za pomocą niezależnie od formy przekazu starają się przedstawić subiektywne spojrzenie na świat. Jedni w ten sposób dają upust swoim emocjom, dla innych może być formą refleksji, próbą uchwycenia piękna, a nawet buntu i sprzeciwu. Analogicznie robi to również wcześniej wspomniany Filip Szcześniak, który za pośrednictwem melorecytacji przemyca głębie pod płachtą codzienności.

Kawiarka podgrzewana na kuchence gazowej, oświetlona promieniem słońca wpadającym przez balkonowe drzwi z widokiem na wieżowiec.
Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=PCQs3vSJ6xA


Sposób na wyznanie uczuć – Deszcz na betonie


Deszcz na betonie traktuje o dominancie Taco Hemingwaya, czyli nostalgii i nieodpartej chęci powrotu do dawnych czasów. Nie można zapomnieć o osobistym rozliczeniu autora z przeszłością. Jednak ja skupię się jedynie na drugiej zwrotce, która leci tak:

Zakochani ludzie chcą patosu
Ja się staram być przyziemny i mam na to sposób
Nie powiem ci, że twa obecność jest jak dar od losu
Albo śpiew skowronków, albo pierdolony kwiat lotosu
(Raczej jak) po poranku zapach porządnej kawy
Krótki rękaw w letni dzień, zapach koszonej trawy
Pełen bak, pusta droga, seria zielonych świateł
W radiu utwór jednej z twoich niedocenionych kapel
(Jesteś jak) nieoczekiwany zwrot podatku
Długi weekend dla tych utopionych w korpoświatku
Gdy wszyscy wokół brzmią nijak, twój głos wciąż spijam
Tak jak szum winyla o poranku
Dźwięk ulewy, która tłucze o beton
Bębni w szyby, gdy zasypiasz solo tudzież z kobietą
Gdy się budzisz o zmroku, chwilowy czujesz niepokój
Łapiesz kurtkę, wszystko jest: portfel, klucze, telefon


Nie trzeba być mistrzem interpretacji, żeby wiedzieć, o czym jest powyższy tekst. Komunikat jest poetyckim i nieco ironicznym wyznaniem miłości. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Taco podchodzi do niej niecodziennie (to trochę ironiczne biorąc pod uwagę dzisiejszą tematykę). Autor jest oszczędny w swoich emocjach, a mimo to komunikat jest wyraźny, nie jest przesadzony, jak to często bywa w przypadku wyznawania miłostek. Miłość wyrażona została przez codzienne przyjemności. Porównania użyte w tekście pokazują, że uczucia do drugiej osoby są dla podmiotu tak naturalne i satysfakcjonujące, jak ulotne, ale wyjątkowe momenty dnia codziennego.


Wyznanie tęsknoty i irytacji – Fiji


Chronologicznie rzecz biorąc kolejnym utworem, którego motywem przewodnim jest codzienność to Fiji z albumu Cafe Belga. Odnosi się to do artezyjskiej wody, wydobywanej z głębokiego źródła na wyspach Fidżi. Zamysł utworu jest prosty, ma on przedstawiać irytację związaną, z ciszą między dwojgiem, podejrzewam zakochanych – tęsknota w uszczypliwy sposób. Tekst częściowo wygląda tak:

Jak zasięg zerwany w tunelu
Jak kożuch płynący po mleku
Download’y zerwane przy procentach 99-ciu
Jak bankomat, co nie wydał ci PLN-ów
Słuchawki splątane w za ciasnej kieszeni
Jak żółtko rozlane na starej patelni
Gdy ludzie w lokalu są jacyś za piękni
Gdy prosisz o kawę dużą, a barista poprawia, że Venti

[…]

Gdy nie wiem jak rozpocząć mam drugą zwrotkę
Gdy typy śpiewają o Legii pod oknem
Jak stanik, co za nic się nie chce znów rozpiąć
Jak stanik, co za nic się nie chce z— ehh, ok (sorry)
Jak apka YouTube’a, co nie chce grać w tle
Jak wieści ze szczytu, gdy jestem na dnie
Jak Uber, co gada, gdy ja wolę milczeć
Gdy chciałem pogadać, a ty wolisz ciszę


Motyw codzienności odgrywa kluczową rolę. W Fiji stanowi on ramę, w której rozgrywa się mniej lub bardziej emocjonalny konflikt. Autor sięga po proste i znane wszystkim sytuacje, bo po pierwsze łatwo się z nimi utożsamić i po drugie dosadnie obrazują stan wewnętrzny człowieka. Mimo że podmiot liryczny opiera swój komunikat na emocjach, przypomina mi trochę literacki behawioryzm, który można znaleźć między innymi u Herlinga-Grudzińskiego. Kolejna sytuacja, w której codzienność staje się narzędziem w sposobie wyrazu.


Bunt przeciwko kulcie programowania jednostki – Mix Sałat


Przyszedł czas na mniej przyjemną odsłonę codzienności, w której ta jest tłem, osią, ale i pułapką jednocześnie. Mix Sałat jest punktowaniem ludzkiej monotonii i absurdalnych schematów, z których nie da się wyrwać. Autor pokazuje, że tożsamość wynika tylko i wyłącznie z nawyków, zadań oraz zewnętrznych presji. Człowiek staje się trybikiem. Codzienność to monotonny cykl, który nie prowadzi do rozwoju ani spełnienia, jednak winnym temu jest człowiek, który daje się pochłonąć, zamiast zawalczyć z utartym schematem. Tekst prezentuje się następująco:

Jesteś tylko sumą swoich suplementów
Żyjesz żmudno od weekendu do weekendu
Jak pamiętać o poszukiwaniu piękna
Póki jest w portfelu cash, to nie widzę sensu
Chciałbyś przejąć na weselu cały dance floor
Chciałbyś wiedzieć, jak uwolnić się od stresu
Chciałbyś, żeby życie przejął jakiś mentor
Podaj numer karty kredytowej i nie dziękuj
Jesteś sumą swoich spraw do załatwienia
Robisz papier – nie ma czasu na marzenia
Chyba zapomniałeś dzisiaj przyjąć błonnik
Twój żołądek robi stale zażalenia
Jesteś sumą wszystkich swoich wad i błędów
Liczba taka sama jak w przelewie z alimentów
Jesteś jedną z osób, którą ciągle pali w sercu
Bo przez całe swoje życie pozostała w miejscu

Kup mix sałat, wyrzuć mix sałat, powtórz
Kup mix sałat, wyrzuć mix sałat, powtórz
Kup mix sałat, wyrzuć mix sałat, powtórz
Szlugi w poniedziałek rzuć, w środę idź do kiosku

[…]

Jesteś sumą noworocznych postanowień
Które w lutym postanawiasz jakoś obejść
Chciałbyś kiedyś móc za kogoś skoczyć w ogień
Wtedy może miałbyś o czym gadać z Panem Bogiem
Chciałbyś umieć robić zdjęcia analogiem
Chciałbyś umieć robić w domu panna cottę
Chciałbyś, by bazylia Ci nie umierała
Zanim chociaż jeden pierdolony dzień postała w oknie
Jesteś sumą swoich traum i niepowodzeń
Które pogrzebujesz gdzieś głęboko w głowie
W głębi duszy to się zgadzasz z każdym hejtem
Gorsze rzeczy mówisz sobie już na co dzień
Nie pij wody – nie wiesz, co jest dzisiaj w wodzie
Powiedz: „jebać modę” – to jest dzisiaj w modzie
W radiu mówią: „oświecenie jest za rogiem”
1-800-OŚWIECENIE, dzwoń, chętnie Ci pomogę
Kup mix sałat, wyrzuć mix sałat, powtórz, powtórz


Z czym mamy do czynienia w utworze Mix Sałat? Ja bym powiedział, że z dowodem, który świadczy o krzywdzie dokonanej na antropocentrycznym podejściu do świata. Taco, daje do zrozumienia, że system, który pierwotnie miał służyć człowiekowi, z czasem przejął nad nim kontrolę. Zamiast być narzędziem w rękach ludzi, stał się strukturą, której muszą się podporządkować. Utwór jest swojego rodzaju krytyką i demaskacją wcześniej wspomnianego systemu, a przecież bunt to rdzeń rapowej kultury.


Wrzuta na konsumpcjonizm – Pakiet Platinium


Z kolei Pakiet Platinium to satyra na współczesny konsumpcjonizm, opowiedziana w ironiczny i pełen przesady sposób. Główne przesłanie, jakie Taco przygotowuje dla Nas to krytyka społeczeństwa opartego na nieustannym kupowaniu, reklamach i fałszywym wizerunku szczęścia, który promują media i marketing. Rzućmy okiem na tekst:

Kupiłem auto, choć nie wiem po co, lecz po korzystnej cenie
Skusiła reklama widziana późną nocą na CNN-ie
Sunęło sawanną, gnało przez pola, lasy i dzikie prerie
Ja w moim w korku na siódemce sapię jak pitbull terier
Reklama Apple: w nocy chłopaki dziewczynom robią fotki
Tacy są gładcy, młodzi i ładni, do tego różnorodni
Deskorolkami suną przez miasto, chcą mi coś udowodnić
Ja moim robię screenshot mema, potem się stłukł o chodnik…

Pakiet platinium! Ekskluzywny dostęp!
Składnik aktywny! Serum ujędrniające!
Antyoksydant! Nieziemskie oszczędności!
Mądre pożyczki, gdy pieniędzy nie dość Ci!

Kupiłem outfit z wyprzedaży, chciałem mieć highest fashion
Stojąc nad paczką, przyznaję, dawno nie miałem takich wrażeń
Kupiłem kawiarkę, ponieważ Clooney zachwalał kawę z maszyn
Kupiłem Chanel, kupiłem Balmain, kupiłem Pradę, kupiłem McQueen
Kupiłem balsam, żeby wygładzał mi pierwsze zmarszczki z twarzy
Kupuję majty, Burberry krata, aby być panem plaży
Kupiłem nową rzecz, niosę do domu tę nową rzecz, zmienia się nocą w rzecz
W kolejną znowu rzecz! Zostałem oszukany…

Kupiłem karnet, Fitness Center, ale z kompleksem wellness
Tłuszczowa tkanka dziwnie sterczy, ale jej wieszczę regress
Jestem luddystą wśród tych sprzętów, jestem jak dziecko we mgle
Po przedtreningówce czuję, że płuco – jakby płonęło we mnie
Niewielki flakon na walentynki – jakieś perfumy Chanel
W reklamie tajemny pałac, a pod sufitem pływają chmury białe
W chmurze jest amant a la Chalamet.

[…]

Kupiłem nawet trumnę!
Najdroższy mahoń, złote detale, żeby potomstwo stało dumne
Na mym pogrzebie, zamiast kazania, będzie czytany bankowy dokument
Ksiądz powie krzepko: „panowie, panie, tu leży naprawdę rasowy konsument!”


Można powiedzieć, że Taco oddaje gorzką ironię współczesnego świata, który definiuje Naszą tożsamość przez grubość portfela. Filip, stosując wyjaskrawienie i absurd, kolejny raz demaskuje pułapkę, jednak tym razem bardziej kładąc nacisk na konsumpcjonizm. Ta konsumpcja, która nie daje spełnienia, sprowadza człowieka do alienacji, uzależnień, żeby na koniec skwitować wszystko poczuciem utraty sensu. W efekcie, zamiast prawdziwego życia, pozostaje nam jedynie „pakiet” złudzeń – ekskluzywny, ale pusty w środku.

Podsumowanie wpisu


Taco Hemingway udowadnia, że codzienność, mimo że szara i często frustrująca – może być źródłem artystycznego wyrazu. W twórczości Filipa możemy znaleźć nie tylko osobiste refleksje i uczucia, ale też dobitne i trafiające w punkt diagnozy współczesnego społeczeństwa. Autor pokazuje, że zwykłe chwile potrafią nieść większą wartość emocjonalną i symboliczną. Utwory rapera przypominają mi bardziej ironiczną poezję niż faktyczny melorecytacyjny rap. Może dlatego uważam, że obecnie nie zaznamy na polskim rynku lepszego rapera niż Taco Hemingway. On nie posługuje się ani egzotyką, ani patosem, wystarczy mu betonowa ulica, zapach kawy czy mix sałat. Tym samym udowadnia, że artyzm nie zawsze rodzi się z wielkości, ale często właśnie „z niczego”.

Scena w małym sklepie — mężczyzna w garniturze stoi z koszykiem, dziecko sięga po lizaka przy kasie, a starsza ekspedientka czyta gazetę.
Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=PCQs3vSJ6xA

Jeśli dotrwałeś do końca, polecam poprzedni wpis poświęcony muzyce, który znajduje się tutaj -> Panaceum na lukrowany pseudorap – czyli Bardal i jego Zugzwang