„Zaparyżenie takiej kawki to niełatwy proces” – Franz Kafka i jego Proces


Franz Kafka poszedł na łatwiznę. To dosyć radykalnie i absurdalnie brzmiące stwierdzenie, ale wydaje mi się, że ma wiele wspólnego z prawdą. Zacznę może od początku. Jak do tego doszło, że wziąłem się za Proces Kafki? Pamiętacie, jak wspominałem we wpisie o Kopciuszku, że zostałem więźniem algorytmu? Tu wszystko się zazębia. Po tym, jak udostępniłem „Oczywiste nieoczywistości i zręczne niezręczności” mój algorytm oszalał. Pokazywał on bowiem jedynie treści związane z wcześniej wspomnianym Kafką oraz teraz wspomnianym Dostojewskim. Tak się złożyło, że w tym czasie szukałem prezentu na urodziny. Medialne przedstawienie filozofii obu panów zainteresowało mnie na tyle, że poskutkowało kupnem dwóch książek – Procesu Kafki oraz Idioty Dostojewskiego. Jako że lubię uszczypliwy humor, mój brat dostał Idiotę. Teraz kontynuujmy o Procesie, bo wybrałem go odrobinę przypadkowo. Od jakiegoś czasu mój trochę literacki łeb miał ochotę na skrystalizowanie wizji dehumanizacji w społeczeństwie, ale zgłębienie tematu Kafki sprawiło, że natknąłem się na jego Metamorfozę, która jak mniemam, traktuje o odczłowieczaniu, dlatego odpuściłem. Wracamy do pytania, dlaczego Proces? W tym wyborze maczał palce nikt inny jak Bruno Schulz. Jaką rolę gra w tej całej układance artysta totalny? Jak już wiecie, jestem fanem ładnych książkowych okładek, a na jednym z Procesów widniał czerwony napis „Tłumaczenie oraz ilustracje Bruno Schulz”. Odwróciłem książkę, a tam z kolei można było przeczytać:

Impulsem do napisania Procesu było dla Kafki zerwanie z narzeczoną. Pisarz planował początkowo opowiadanie o konflikcie ojca z synem […] Siłą tej opowieści jest jej niezwykła atmosfera. O ponurych absurdalnych sytuacjach mawiamy dziś, że są «kafkowskie». Nieokreśloność winy Józefa K. pokazuje, że każdy z nas może być osądzony […] pisano, że mówi o samotności, o winie i karze, o odpowiedzialności za własne życie […] O bezsilności wobec losu… Wszystkie te tematy są nadal niezwykle aktualne

Dochodzi do tego już bardzo popularny fakt, że chciał spalić swoje dzieła. Wyczułem w Kafce multum niepewności i zdałem sobie sprawę, że w tym wszystkim widzę trochę siebie. Wiecie intymny charakter twórczości, poczucie bezsensu i alienacji oraz świadomość „talentu” na przemian z autodestrukcyjnym myśleniem. Tak dochodzimy do etapu, w którym to nie ja kupiłem książkę, tylko książka kupiła mnie.

Proces właściwy


Myśli na temat Procesu mam wiele, ale wypadałoby je jakoś usystematyzować. Zacznę może od krótkiego streszczenia fabuły, bo nie każdy mógł mieć do czynienia z tym klasykiem. Proces jest historią niejakiego Józefa K., urzędnika bankowego, który pewnego dnia zostaje niespodziewanie aresztowany bez podanej przyczyny. Mimo że pozostaje na wolności, zostaje uwikłany w absurdalny i nieprzejrzysty system sądowy. Jego życie staje się coraz bardziej chaotyczne, a w miarę rozwoju fabuły bohater popada w coraz to głębszą frustrację i izolację, aż do zaskakującego finału.


Co do warsztatu to na pewno na wstępie muszę dodać, że Kafka zadbał o budowanie charakteru za pośrednictwem umysłowego wymiaru bohatera. Długie opisy wypełniające całe strony, nie pojawiają się tam przez przypadek. Dorywczo są to długie pytania retoryczne, a czasami jest to gradobicie takich, które budują napięcie. Złożoność akapitowych ambarasów nie określiłbym mianem porównań homeryckich, ale raczej kafkowskich pytań. Oczywiście porównania też się pojawiają, ale te miały bardziej charakter obrazowy, miały coś reprezentować np. jedno z najbardziej charakterystycznych to, wtedy gdy autor przyrównuje wady człowieka do brakujących elementów elewacji. W powieści nie zabrakło również specjalnego budowania następstw, które łączyły się w swojego rodzaju reakcję łańcuchową. Obie płaszczyzny były skrupulatnie podkreślane przez wyraźne kontrasty w wyglądzie bohaterów, ale i komizmie. Coś na zasadzie powaga w żart, ale też odwrotnie. Widoczne są komiczne sceny, które wyglądają trochę jak z telenoweli albo przerysowanego teatru np.

„Tkwił w czymś w rodzaju ubrania z ciemnej skóry, które odsłaniało głęboko, aż do piersi, szyję i obnażało całe ramiona. Nie odpowiadał. Ale dwaj inni zawołali: -Panie! Mamy być wychłostani, ponieważ poskarżyłeś się na nas przed sędzią śledczym”.

„Zawołał kupiec, zeskoczył z krzesła i biegał dookoła kuchni ze wzniesionymi ramionami”.

Nie zabrakło też kinowych scen np. „O ile można było widzieć w świetle księżyca, które tworzyło teraz na podłodze jasne czworokąty przed trzema wielkimi oknami”. Takie trochę noir. Z mniejszych, ale również zauważalnych aspektów to wydaje mi się, że warte uwagi są poetyckie epitety np. „odcień wdzięczności”. Do tego autor wyraźnie nie boi się powtórzeń, przez co dialogi są bardziej naturalne.


Jak mamy za sobą nieco o technicznych stronach, to pozostaje jeszcze ten mniej widzialny wymiar, czyli klimat całego utworu, który ze względu na obecność organów ścigania niekiedy przypomina kryminał. Główny wątek natomiast jest jak winorośl, która obrasta wokół wielkiej niewiadomej. Powieść jest o „ludzkich ludziach”. Wszyscy wiedzą o procesie K., ale on nie mówi o nim za wiele. To pozwala nam myśleć, że inni nie mają tak ciekawego życia, przez co interesują się cudzym. Nadrzędnie chodzi o antystystemowość, jednak Kafka pokazuje swoją delikatność, która łączyła się z jego filozofią, a ta oscylowała wokół egzystencjalnego lęku, winy i niemożności zrozumienia własnego losu. Przy delikatności warto się zatrzymać, bo Franz imponuje również innym ważnym elementem, a chodzi mi dokładniej o przedstawienie kobiecości na przestrzeni całego Procesu. Kafka opowiada o kobietach z gracją i zmysłowością. Mają one przewagę nad mężczyznami, którzy kierują się jedynie instynktami. Mam wrażenie, że trochę z nich drwi. Ja bym powiedział, że słusznie, bo mimo że Proces jest o wadliwych instytucjach to i w tym przypadku jest ponadczasowy.


-Szukasz za wiele obcej pomocy – powiedział ksiądz z przyganą – a zwłaszcza u kobiet. Czy nie widzisz, że to nie jest prawdziwa pomoc? – Nie raz, i nawet często mógłbym ci przyznać rację – powiedział K. -ale nie zawsze. Kobiety mają wielką moc. Gdybym mógł kilka kobiet, które znam, do tego skłonić, by dla mnie wspólnie coś zrobiły, musiałbym dopiąć swego. Zwłaszcza w tym sądzie, który składa się prawie tylko z samych kobieciarzy. Pokaż z daleka kobietę sędziemu śledczemu, a obali on stół trybunału i oskarżonego, byle tylko do niej na czas zdążyć


Nie chcę przedłużać, dlatego będę się chylił ku końcowi. Czytając Proces, bawiłem się świetnie, chociaż nie wiem, czy można nazwać to zabawą. Na pewno z chęcią śledziłem kroki głównego bohatera i frustrowałem się razem z nim, kiedy raz za razem natrafiał na pozornie mogącą pomóc mu postać. Podobało mi się również to, że główny bohater nie jest obojętny na ludzką krzywdę. W swoim błądzeniu przypominał mi trochę postawę Wokulskiego, który gonił za czymś niedoścignionym.

Podsumowanie


Wszystkie niesnaski zostawiam w formie podsumowania. Na pierwszy ogień ocalałego Procesu idzie incydent z rozdziałem ósmym. Do jednego pokoju wchodzi oskarżony, adwokat, sekretarka i kupiec. Można by pomyśleć, że jest to wstęp do jakiegoś dowcipu, jednak sprawa ma się nieco inaczej, bo chodzi o wcześniej wspomniany rozdział ósmy. Jest to niewielki fragment książki, w którym akcja się zagęszcza. Dostajemy mnóstwo szczegółów dotyczących sprawy kupca, a przyzwyczajony do budowania następstw przez Kafkę, wnioskowałem, że kolejny będzie właśnie Józef Ka. Jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałem na koniec rozdziału komentarz „Rozdział powyższy pozostał niedokończony”. To był moment, w którym się trochę zawiodłem. No i oczywiście zakończenie książki zszokowało mnie równie co niefortunny komentarz. Z jednej strony jestem zły, bo było trochę jakby oderwane od całej reszty. Przez cały utwór ma się wrażenie, że proces nie jest aż tak inwazyjny wobec życia głównego bohatera, jednak wyrok pokazuje, że było zupełnie inaczej. Nie będę zdradzał więcej, bo ktoś mógł nie czytać, ale dodam tylko, że raczej końcówka specjalnie została skonstruowana w ten sposób. Ma ona frustrować, ma być niewygodna, ma wiercić dziurę w brzuchu. Proces to klasyka gatunku, ale zaplecze historyczne Kafki zostawia mnie z jednym pytaniem, „Czy fenomen Franza nie jest podyktowany rytuałem związanym z chęcią spalenia swoich tekstów?”. Fakt ten pozwala myśleć, że jego utwory odbiera się jako coś niemal „zakazanego”, ocalonego mimo woli autora, a to, że możemy je przeczytać, zasiewa w Nas ziarno elitaryzmu? Dalsze rozważania pozostawiam Wam…


„Jak pies!” – powiedział do siebie: było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć.


„Nie był zdolny myśleć o czym innym, jak tylko o porannych wydarzeniach i o dziewczynie, której je przedstawiał”.


„Widział teraz jej twarz blisko przed sobą, miała ten poważny wyraz właściwy niektórym kobietom właśnie w ich najpiękniejszej młodości”.


„-Co tu jest do powiedzenia? – rzekł K., którego drażniło, że oczy panny Montag ustawicznie były skierowane na jego usta. Przywłaszczała sobie w ten sposób z góry władzę nad tym, co dopiero miał powiedzieć”.


„Mieć taki proces, znaczy już go przegrać”.


„Ale czy umiałaby się dla pana poświęcić? – Nie – powiedział K. – ona nie jest ani łagodna i miła, ani nie umiałaby się dla mnie poświęcić. Dotychczas też nie żądałem od niej ani jednego, ani drugiego. Nawet nie przyjrzałem się tak dokładnie fotografii, jak pani”.


„Dla podejrzanego lepszy jest ruch niż spokój, bo ten, kto spoczywa, może każdej chwili, nie wiedząc o tym, znajdować się na szali wagi i być ważonym wraz ze swoimi grzechami”.