Był Pan Twardowski, to teraz czas na Wokulskiego – Taco Hemingway, Latarnie wszędzie dawno zgasły i motyw obsesyjnej miłości

Mężczyzna w czarnej bluzie z kapturem, czapce z daszkiem i masce na tle mrocznej płaskorzeźby z postaciami – estetyka Taco Hemingway.



Czy ja jestem Taco Hemingwayem na Jarmarku? Bo napisałbym o jego nowym albumie dużo szybciej, ale „Nie Mam Czasu”. Nie wiem, o czym aktualnie w muzycznych mediach jest głośniej, o featuringu Timothée Chalameta u EsDeeKida czy Latarniach, które dawno zgasły wszędzie. Zostawmy na teraz uroczego wybranka Kylie Jenner i skupmy się na naszym rodzimym podwórku. A o czym mowa? No tak, zapomniałem wspomnieć, że motywem przewodnim tacowskich latarni jest nic innego jak obsesyjna miłość zakrawająca na stalking, ale najpierw analogicznie inny przykład zaczerpnięty z kultury, bo nie byłbym sobą. Wiecie fiksacja funkcjonalna na intertekstualizmach.

Timothée Chalamet w okularach przeciwsłonecznych i EsDeeKid w kapturze, kadr z teledysku do utworu Timothée Chalamet 4 Raws Remix.
Timothée Chalamet (w okularach) oraz EsDeeKid w mrocznym ujęciu z remixu „Timothée Chalamet” (4 Raws).


Polski pionier motywu prześladowcy – Bolesław Prus, Lalka


Pozwolę sobie pominąć moją dżentelmenśką manierę przedstawiania autorów, bo kim jest Bolesław Prus, każdy wie, a przytaczanie jego sylwetki jest wchodzeniem zbyt głęboko. Jest to po prostu zbędne, ale nie omieszkam skrytykować postaci, która wyszła spod jego pióra. Wokulski, bo to o nim mowa, pochodzi ze zubożałej szlachty, a jego życie jest (utrzymując w rapowym tonie, tym samym cytując Słonia z numeru PSS) „słownikową definicja self-made”. Trzeba przyznać, że przeszedł wiele, bo brał udział w powstaniu styczniowym (oczywiście według powieści, bo fabuła jest fikcyjna rzecz jasna), za co został zesłany na Syberię. Potem pracował jako subiekt, żeby po śmierci ożenić się z wdową i przejąć interes. Natomiast najbardziej to on dorobił się na dostawach wojennych. Kolokwialnie rzecz ujmując, odbiło mu od kaski i chciał wejść na salony, ze względu na Izabelę Łęcką. W tym wszystkim warto podkreślić, że łączy w sobie cechy romantycznego idealisty no i pozytywistycznego praktyka. Nie będę bawił się w Kryminatorium, ale musimy zrobić krok dalej i wejść do głowy bohatera, w którego psychice dominującą rolę odgrywa obsesyjna i niszcząca miłość do Izabeli Łęckiej. Co prawda Wokulski jest majętny, ambitny, zarówno naukowo, jak i społecznie, jednak nie robi tego dla siebie, tylko kieruje swoje ambicje właśnie na Izabelę. Prus umiejętnie lawirował czytelnika, bo mało kto zauważa, że zachowania Staszka są toksyczne. Tutaj muszę zdjąć czapkę z głowy dla współczesnych kobiet, którym to nie umknęło. Wokulski funkcjonuje w stanie ciągłego napięcia emocjonalnego. Wahania między euforią a rozpaczą, doprowadzają go do chaosu i autodestrukcji (czy tylko ja tu czuję nutkę dekadentyzmu?). Wokulski dalej pozostaje empatycznym i społecznie wrażliwym inteligentem. Pomaga ubogim, wspiera rozwój nauki i wierzy w postęp, ale jego pozytywistyczna strona, zostaje stopniowo wypierana przez romantyzm (i tak w tym pierwotnym tego słowa znaczeniu). Co zabawne kiedyś ze znajomym dyskutowaliśmy o napisaniu sequelu Lalki. Cóż my tego nie zrobiliśmy, ale poniekąd zrobiła to Tokarczuk. Jak jesteśmy w wątku kontynuowania historii, to weźmy w końcu na tapet tego Filipa Szcześniaka, bo może Latarnie są o motywie obsesyjnej miłości, to są one również kontynuacją kultowego już Trójkąta Warszawskiego, jednak tam główne role grane są przez Filipa, Piotra i tajemniczą dziewczynę w czerwonej bluzie PROSTO.

Kobieta w sukni z epoki wiktoriańskiej trzymająca lalkę na tle Wieży Eiffla w Paryżu, obok witryny antykwariatu.
Klimatyczna wizja dziewiętnastowiecznego Paryża: elegancja, nostalgia i tajemnica ukryta w cieniu Wieży Eiffla.


Latarnie wszędzie dawno zgasły – Taco Hemingway


Wróćmy do tematu storytellingowej bestii i jego najnowszej płyty. Latarnie wszędzie dawno zgasły podzielona jest na akty. Z tego co pamiętam to jest to nowy zabieg, jeśli chodzi o dyskografię Filipa. Można odnieść wrażenie, że Taco próbuje tym razem nadać jej nieco teatralną formę. Ma to swoje wady i zalety. Na przykład? Jak znikasz z nim tanią taksówką… Tak na poważnie ta teatralność sprawia, że zaczynam myśleć o albumie bardziej jak o musicalu niżeli słuchowisku. A tych jak wiecie, nie cierpię… Na szczęście to wszystko zanika albo sprawia, że jestem w stanie przymknąć na to oko, to to, że podział na akty potęguje i umacnia pozycję Filipa, jako pretendenta to najlepszego storytellera w polskim rapie. W skrócie na muzykę to trochę za dużo, a na teatr o wiele za mało. Każdy z segmentów to skity pochodzące z Polskiej Kroniki Filmowej. Co istotne podobne możemy usłyszeć na Trójkącie Warszawskim, a nie jest to jedyna analogia. Przejdźmy do treści albumu, bo to, że jest on podzielony na segmenty, nie jest jego przodującym atutem. Nie będę rozwodził się nad każdym numerem z osobna, a przynajmniej nie tak szczegółowo, jak to było w przypadku Aviego. Pragnę skupić się jedynie na tym, że Latarnie to nic innego jak sequel Trójkąta Warszawskiego, przekuty w tribute obsesyjności. Łącząc oba albumy, dostajemy coś na wzór ewolucji szczeniackiej miłości w nachalną i bezczelną. Narratorem jest dalej Filip, ale już nieubrany w dekadencki prochowiec i melancholijny mood, a w Ray-Bany i zaczepną obojętną skórę należącą do Piotra.

Mroczna, czarno-biała grafika przedstawiająca postacie z pustymi oczami, inspirowana twórczością Taco Hemingwaya z napisem "Latarnie wszędzie dawno zgasły"
Wizualna interpretacja motywu „Latarnie wszędzie dawno zgasły” w mrocznej, ekspresjonistycznej stylistyce.


Jak rozpościera się ścieżka obsesyjności?


Wszystko zaczyna się od numeru Plac Trzech Krzyży, w którym podmiot liryczny upomina się, że odzyskał dawno utraconą bluzę i akcentuje, że historia kręci się wokół niego, Piotra oraz Rudej. Wywód kontynuowany jest w Latarnie wszędzie dawno zgasły. Tam możemy dostrzec obsesyjność, a raczej jej zalążek, który zmusza Filipa do ponownego sięgnięcia po notes, w którym prawdopodobnie znajdują się stare poematy. Następnie w Pustoszejących salach kinowych narrator przypomina nam, jaki pierwotnie był Filip, czyli melancholijny, z wyrzutem i zazdrością. W tym momencie zdaje sobie sprawę, że ta miłość umiera, ale jeszcze nie wie dlaczego. Potem mamy Tramwaje, gdzie kontynuuje uniżający ton, łącząc go z nieświadomością. Przytacza również sylwetkę Piotra, który ponoć winien jest wątpliwości głównego bohatera w miłość. No i to, co rzuca się w oczy to bezpośrednie nawiązanie do Trójkąta Warszawskiego „Nie łaź ulicami po nocy, bo gdy gasną latarnie, wracają demony”. W tym numerze po raz pierwszy Taco zostaje nazwany stalkerem. Dochodzi do konfrontacji, w której Filip pada na ziemię, natomiast jedyne co słyszy od Rudej to zapytanie czy ma kontakt do ich wspólnego znajomego, czyli Piotra. Co niewątpliwie mu się nie spodobało. W Trzech kropkach zachodzi wewnętrzna zmiana bohatera. Frustracja zmusza literata do niecnego planu. Raper przyznaje się do stalkingu „Tak, śledziłem ją po mieście, Boże, wielkie mecyje. Mnie prześladuje klątwa, odkąd jestem dzieckiem i żyje, ale by pytać mnie o Piotra, to już granda i zbrodnia”. Jest to moment, w którym autor postanawia zostać Piotrem, bo zdaje sobie sprawę, że uczuciowość nie działa „Muszę być jak oni, są źli podli, bo bycie dobrym to sny, mrzonki, to sny… Ona i Piotrek — mej gry pionki”. Plan idzie dalej, Filip zakłada fałszywe instagramowe konto Piotra i nawiązuje kontakt z Rudą, z którą o dziwo rozmawiają o nim samym. Kobieta zapytana co widziała w utrapieńcu, odpowiada, że potencjał. W następnej kolejności jest Zakochałem się pod apteką, numer jest dość sentymentalny i raper wspomina w nim o dawnej miłości, która jest rdzeniem wszystkich następnych utworów. Nie będę przytaczał szerzej, ale tęsknota jest czymś, co pobudza już i tak widoczną obsesyjność głównego bohatera. Przyszedł czas na mojego faworyta, czyli Bez stresu. Tutaj mamy do czynienia z historią, która została opowiedziana już wiele lat temu w Trójkącie Warszawskim, jednak z perspektywy Rudej. Mimo że, do tego numeru pałam największą sympatią, to nie będę o nim mówił, bo niewiele w nim głównego bohatera, a ja już i tak trochę się zagalopowałem, bo miało być o obsesyjnej miłości. Abstrachując to warto podkreślić, że taka perspektywa wzbogaca profil Filipa jako rapowego storytellera. Frascati również traktuje o melancholii, ale główny bohater ubolewa tym razem, że chętniej Ruda pisze z Piotrem niżeli z nim, a właściwie z podróbką Piotra. Padają takie wersy jak „Motyl w brzuchu stał się larwą, wżera w duszę się i puchnie” i „Idziesz pijanymi krokami, i do mnie piszesz […] W mej kieszeni nowy DM potem jeszcze drugi gratis, lecz nie do mnie ona pisze. Przecież on jest adresatem”. W dalszej kolejności jest Ratunku, w którym dochodzi do wewnętrznej zmiany. Bohater uświadamia sobie swoją winę oraz to, że tym, co zabiło tę miłość była obsesyjność, a kontynuację tej myśli znajdziemy w numerzeOstatni i tam też dochodzi do rozwiązania historii. Mam nadzieję, że nie pominąłem żadnego istotnego szczegółu, bo na tym albumie jest sporo zwrotów akcji i to właśnie dlatego wcześniej wspomniałem o tej teatralności.

Mężczyzna w beżowym płaszczu (trenczu) idący tyłem w stronę miejskiego parku o zmierzchu, estetyka teledysku Taco Hemingwaya.
Melancholijny kadr przedstawiający samotną wędrówkę przez miasto, inspirowany klimatem albumu „Szprycer”


Podsumowanie

Nie zrozumcie mnie źle, ale od dawna nie jestem fanem romantycznych tematów, ale zdaję sobie z tego sprawę, że miłość potrafi być piękna, jednak nie taka, która bez granic staje się przemocą wobec siebie i innych. Przypomina mi to kilka kulturowych tworów na przykład 500 days of summer, wcześniej wspomnianą Lalkę, czy nawet kinówkę Chainsaw Mana (bo anime nie oglądałem). Choć to ostatnie to raczej wina braku miłości u podstaw. Długo nie rozumiałem tej postaci, ale na szczęście mój brat wytłumaczył mi złożoność głównego bohatera, ale do tematu, bo popadam w dygresję. Żałuję, że omawiam jedynie motyw, bo na płycie znaleźć można niemożliwą ilość nawiązań i dobrych punchy, jednak muszę wspomnieć, że Taco w którymś z wywiadów odpowiedział na pytanie – kim jest Piotr. Jest on alegorią podrywaczy i cwaniaków, których nienawidzi zdecydowana większość rodzaju męskiego. Co najzabawniejsze i ironiczne, ich zabiegi potrafią być skuteczne. Dlatego, mimo że Taco umiejscowił na tych dwóch płytach wiele emocji, sytuacje prawdopodobnie są zmyślone, jednak nie zmienia to faktu, że mógł doświadczyć prawdziwie romantycznej miłości, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.